Published
- 6 min read
W jeden dzień z Bangkoku do Ayuthaya

Ayutthaya to dość spokojna, nie za duża miejscowość na północ od Bangkoku, ale nie zawsze takie było. Założone w XIV wieku miasto przez ok. 400 lat pełniło rolę stolicy Tajlandii. Na początku XVIII wieku Ayutthaya była większa niż Paryż i Londyn… razem wzięte, szacuje się że mieszkało tu około miliona osób! Zjeżdżali się tu kupcy z Chin, Holandii czy Portugalii, świątynie i pałace zachwycały bogactwem. Wszystko skończyło się jednak w 1767 roku, kiedy birmańska armia po długim oblężeniu zdobyła i doszczętnie zniszczyła miasto. Spalone ruiny zostały porzucone, a królestwo przeniosło swoją stolicę do Bangkoku.
Pozostałości starego miasta stoją do dziś. Zniszczone, lecz wciąż majestatyczne świątynie, częściowo przejęte przez naturę, robią magiczne wrażenie. Warto się tu wybrać choćby na jeden dzień. Aby uniknąć tłumów, zapewne dobrze wziąć nocleg i zacząć zwiedzanie z samego rana, my jednak zdecydowaliśmy się na day trip z Bangkoku
Jak dojechać z Bangkoku do Auytthai?
Pomijając zorganizowane wycieczki i prywatny transport, z obecnej stolicy do Ayutthai można się dostać zasadniczo na dwa sposoby: busem albo pociągiem. Busy odjeżdżają z terminala Mochit i na tym kończy się moja wiedza, bo wybraliśmy opcję drugą. Na pierwszy rzut oka wydaje się bardziej skomplikowana, ale spokojnie, nie jest tak źle.
Jakby ktoś zapytał w Polsce, jak dojechać pociągiem z Warszawy do Katowic, prawidłowa odpowiedź brzmi “to zależy”. Czas, cena i możliwe punkty początkowe i końcowe będą się różnić w zależności od tego, czy wybierzemy koleje regionalne, TLK czy Pendolino. W Tajlandii jest podobnie. Są szybkie pociągi, które jadą krócej i kosztują więcej. Te startują z nowego dworca, Krung Thep, w północnej części miasta, a bilety można kupić na 12go.asia. Najtańsze, regionalne linie, nazywane po prostu ordinary, odjeżdżają ze starego dworca centralnego; nazywa się Hua Lamphong, ale w rozkładach jazdy kryje się pod “Bangkok”. Zatrzymują się też w Krung Thep po drodze. Bilet trzeba kupić na miejscu - nie ma rezerwacji miejsc i nie można tego zrobić z wyprzedzeniem.
My wybraliśmy opcję regionalną. Pojedynczy bilet w jedną stronę kosztował nas 15 bahtów, czyli mniej niż dwa złote. Podróż trwa trochę ponad dwie godziny, więc wystartowaliśmy wcześnie rano, żeby mieć wystarczająco dużo czasu na miejscu. Dojazd jest dość wygodny - Grab podjeżdża prawie pod drzwi, a i BTS jest tuż obok. Już sam budynek starego dworca robi wrażenie, przestronna hala z początków XX wieku. Można tam kupić kawę i coś do jedzenia, a także popatrzeć na zabytkowe lokomotywy wystawione na pokaz obok torów. Pociąg zaczyna tu bieg i jest podstawiany wcześniej, warto więc nie czekać z wsiadaniem do ostatniej chwili i znaleźć sobie miejsce siedzące. Nie są one co prawda zbyt wygodne, ale na krótkie dystanse da się przeżyć. Za klimatyzację robią wiatraki przy suficie i otwarte okna. Wśród pasażerów dominują Tajowie, ale turystów też nie brakuje - co było widać po obsłudze pociągu, która tuż przed stacją Ayutthaya chodziła po pociągu i po angielsku informowała, gdzie się zbliżamy.
https://www.thailandtrains.com/train-times-tickets-bangkok-to-ayutthaya/
Rowerem przez świątynie
Przy wyjściu z małej stacji kolejowej koczują tuk-tuki i inne taksówki. Jest to jakaś opcja - park archeologiczny jest kawałek stąd i sam zajmuje spory teren, więc piesze zwiedzanie wymaga dobrej kondycji i wytrzymałych nóg. My postawiliśmy na rower. Wypożyczalnię znaleźliśmy w uliczce naprzeciwko dworca, koło przeprawy łódką przez rzekę; rower kosztował 60 bahtów za dzień i nie wymagał żadnej kaucji, dostaliśmy też linkę do jego zabezpieczenia i prowizoryczną mapkę.
Do głównych atrakcji trzeba się przedostać przez rzekę, do wyboru jest most i prom. Polecamy prom - choć to szumna nazwa na niewielką łódkę, a po przeciwnej stronie czekają na nas schody, jest to wciąż dużo przyjemniejsze niż jazda ulicą w sporym ruchu. Następnie trzeba przejechać niewielki kawałek przez miasto, przez boczne uliczki i ścieżki rowerowe. To może być dobry moment na drugie śniadanie, w tej części miasta łatwo znaleźć smaczną i niedrogą kawiarnię.
Park archeologiczny zajmuje duży obszar, który nie jest jednolicie ogrodzony i częściowo można go oglądać bez kupowania wejściówek. Pozostałości niektórych budynków wyłaniają się tu i tam, a większe świątynie dobrze widać z zewnątrz. Żeby je dokładniej zobaczyć i móc w pełni podziwiać, trzeba kupić bilet - do każdej z osobna, kosztują po 50 bahtów (ok. 5,50 zł) i jest ich bodajże sześć. My weszliśmy do trzech i uważam, że było warto - przyjrzeć się ocalałym rzeźbom, przejść między dawne ściany i spróbować wyobrazić sobie, jak wyglądały stupy (chedi) zanim odarto je ze zdobień. W Wat Mahathat znajdziemy popularną głowę Buddy wystającą spomiędzy białych korzeni, w Wat Ratchaburana można się wspiąć na wysoką, rzeźbioną wieżę (prang), a w Wat Phra Si Sanphet podziwiać trzy dobrze zachowane stupy jedna obok drugiej.
Mimo, że świątynie swoje lata świetności mają dawno za sobą i nie znajdziemy tu złotych figur Buddy, to dalej są uważane za miejsca święte - co za tym idzie, odwiedzający muszą zasłonić nogi (do kolan) i ramiona. Trzeba mieć to na uwadze, bo nawet z już kupionym biletem mogą w za krótkich spodniach nie wpuścić.
Z ceglanymi świątyniami kontrastuje inna, z czerwonym dachem i białymi ścianami. To Wihan Phra Mongkhon Bophit, odrestaurowana - a właściwie odbudowana - w 1957 roku. W środku można zobaczyć imponujący, 12-metrowy posąg Buddy z XVI wieku… chyba, że ma się pecha tak jak my i trafi się akurat na jego renowację.
Zwiedzając okolicę rowerem i nie tylko trzeba uważać na słonie. Tak jest, słonie - w okolicach świątyni Wat Phra Ram znajduje się niejaki Elephant Palace. To miejsce organizuje przejażdżki na słoniach po parku. Choć może brzmieć ciekawie i siedziska (siodła?) wyglądają na wygodne, słonie nie wydają się szczęśliwe, z łańcuchem na nodze i poganiaczem przy szyi. Osobiście odradzamy - dużo lepszą opcją na kontakt z tymi zwierzętami są sanktuaria, które można znaleźć w różnych częściach kraju. A tymczasem w Ayutthai jedźcie ostrożnie, żeby nie wpakować się w nietypowy wypadek drogowy.
Powrót
Jeżeli tak jak my wracacie do Bangkoku w ten sam dzień, pilnujcie godziny - zwykły pociąg po południu jedzie tylko jeden. Ayutthaya nie jest na początku trasy, tak więc nie można wygodnie wejść wcześniej. W naszym przypadku nie było źle, pociąg przyjechał o czasie i udało nam się usiąść. Za to swojego przystanku nie sposób przespać, bo to ostatnia stacja.
Taka wycieczka do Ayutthai to długi dzień - najlepiej wyruszyć wcześnie, a wraca się już po ciemku - jednak moim zdaniem zdecydowanie wart zachodu. Dodatkowy dzień pozwoliłby ją poznać dokładniej, ale już taki krótki wypad pozwala porządnie obejrzeć to miejsce. W porównaniu z Bangkokiem Ayutthaya to niemalże spokojna wioska. Zwłaszcza od strony parku archeologicznego jest mało ruchu ulicznego, a dużo zieleni. Dawne świątynie dalej urzekają i wciąż potrafią być piękne.